Wakacje, wakacje… i po wakacjach. Przynajmniej w moim przypadku. Zleciało trzy tygodnie urlopu, w tym prawie dwa spędzone nad Morzem. I od poniedziałku znowu wracam do rzeczywistości. Do pracy i obowiązków. Ale z drugiej strony ile można leniuchować ;).

Wyjazd nad Morze był dla mnie był bardzo ciekawym doświadczeniem. Mieszkaliśmy w domku, który pamiętał czasy Towarzysza Gierka, śmierdział stęchlizną i w żadnym wypadku nie nazwałbym go luksusowym. Jednak miał łazienkę, trzy łóżka i nie kapało nikomu na głowę. Miał też tę zaletę, że było nas na niego stać. Jednak brakowało wszelkich atrakcji. Dlatego też każdego dnia, wraz z żoną musieliśmy wytężyć nasze głowy i wymyślić jak zorganizować czas, żeby dzieci się nie nudziły.

wakacje

Póki słoneczko przygrzewało i można było się kąpać, to problemu nie było – wycieczka nad może, a tam typowe atrakcje: kąpiele, budowanie zamków i fos z piasku, zbieranie muszli i bursztynów, bieganie, tarzanie się w piasku i wiele innych zabaw, które dorosłemu nawet nie przyszłyby do głowy.

Budowle z piasku

Schody zaczęły się gdy pojawiły się w Morzu sinice, a na ciele pierwsze objawy wysypki. Główna atrakcja, czyli kąpiele odpadły (na cztery dni).

Jednak najgorsze było pogorszenie się pogody. Wtedy zaczęły się wycieczki krajoznawcze:

Odwiedziliśmy latarnię morską w Krynicy Morskiej.

Latarnia morska Krynica

Popłynęliśmy statkiem na wycieczkę po Zalewie Wiślanym – to okazało się największą z naszych atrakcji. Ze względu na brzydką pogodę byliśmy jedynymi pasażerami, a kapitan statku oddał stery w ręce naszych dzieci. To była dla nich naprawdę wielka frajda.

Sternicy

Wybraliśmy się także w podróż kolejką wąskotorową ze Stegny do Mikoszewa, gdzie chłopcy mogli zobaczyć z bliska prom, na przeprawie przez Wisłę.

W wagoniku kolejki

Atrakcje te cieszyły się wielkim uznaniem naszych synów, mimo to nie obeszło się bez zgrzytów i bez wystawiania na próbę mojej cierpliwości. Główną przyczyną były wszelkie pokusy, których nad Morzem nie brak. Wystarczyła krótka wyprawa z ośrodka na plażę, a po drodze ze dwadzieścia kramów z zabawkami, upominkami, sprzętem pływającym, kocami, ręcznikami itd.(ogólnie kolorowym badziewiem); bary z lodami, goframi i cukrową watą; oraz stoiska z automatami do gier, ruchomymi pojazdami na monetę, i automatami z różnymi piłeczkami itp. Wszystkie te pokusy nie uszły uwadze dzieci. Więc co chwila miałem: „tato loda”, „tato kulkę”, „tato zagraj ze mną”, „tato, masz dwa złote?”, „”tato to…”, „tato tamto…” i tak przez większość drogi. Wcale się dzieciom nie dziwię, gdyż i mnie te wszystkie kramy wielce kusiły i zwracały moją uwagę. Jednak, często musiałem się sporo wysilić, aby w sposób nie wywołujący „burzy” powiedzieć NIE.

Ogólnie wyjazd mogę podsumować jako duży sukces. Nawet udało mi się trochę odpocząć. Co ciekawe i nietypowe dla mnie, udało mi się poleżeć na plaży. Z reguły leżenie plackiem na słońcu było dla mnie udręką i wytrzymywałem maksymalnie dziesięć minut. Tym razem nie miałem oporów przed wylegiwaniem się na ręczniku. Dzięki temu udało mi się nawet trochę opalić.

Cała rodzina wróciła z nad Morza wypoczęta i szczęśliwa, co jest dla mnie największym sukcesem.

Pozdrawiam serdecznie – Sławek

PS. A teraz, skoro już wróciłem to zabieram się za kolejne wpisy na blogu. Już wkrótce zamierzam opublikować trzy bardzo ciekawe artykuły dotyczące „przytulania” – myślę, że powinny się Wam spodobać.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *