Daleka Podroż Trąbala-Bombala

Witajcie drogie dzieci. Nazywam się Trąbal Baloniasty, ale jak chcecie, to możecie mówić na mnie Trąbal-Bombal. Jesteśmy przecież przyjaciółmi, no nie? Chciałem wam dzisiaj zadać bardzo ważne pytanie. Czy macie jakieś jedno najważniejsze marzenie? Jeśli jeszcze nie macie, to proponuję, abyście wkrótce o nim pomyśleli. Świat staje się ciekawszy, kiedy potrafimy marzyć.

Ja mam wiele marzeń. Ale największym z nich jest marzenie o dalekich podróżach. Chcecie o tym posłuchać? A więc zapraszam do krainy moich marzeń.

W moim marzeniu, wybieram się w daleką podróż. Pakuję najpotrzebniejsze rzeczy do kufrów, waliz i plecaków. O niczym nie zapominam, bo nigdy nie wiadomo, kiedy może się przydać. Potem wszystko upycham w bagażniku, siadam za kierownicą i odpalam moje czerwone cacko. Kabriuś rusza z piskiem opon aby mnie zawieźć na spotkanie z wielką przygodą.

Pędzimy przez pustkowia, stepy i lasy. Czasem docieramy do jakichś miast lub wiosek aby uzupełnić zapasy wody, jedzenia i oczywiście paliwka dla mojego Kabriusia. Jednak zazwyczaj staramy się jeździć po niezamieszkałych terenach z dala od cywilizacji. To jest nasza wyprawa. Tylko ja i Kabriuś. Słoń i czerwone autko. Para przyjaciół na dobre i na złe.

Czasem zdarza się, że Kabriusiowi coś dolega. Dbam wtedy o niego jak potrafię. Zaglądam mu pod maskę, sprawdzam poziom oleju, dokręcam śrubki i sprawdzam stan ogumienia. Jednak od czasu do czasu moje zabiegi nie są wystarczające. Wtedy zaprowadzam Kabriusia do lekarza aut, czyli mechanika samochodowego. Tam to dopiero się dzieje. Wkręty, śrubki, klucze, śrubokręty… Gdzie okiem sięgnąć same ciekawe rzeczy. Taki mechanik to zna się na swojej robocie. Toteż, chwila moment, a Kabriuś wyjeżdża z warsztatu jak nowo narodzony. Nawet jednego kaszlnięcia, nawet najmniejszego olejowego katarku. Znów jest zdrowym autkiem, gotowym do dalekiej wyprawy.

W swoich marzeniach często docieram aż do Azji, gdzie znajdują się najwyższe góry na świecie, czyli Himalaje. To bardzo daleka podróż. Aby tam dotrzeć należy przejechać przez wiele państw, pokonać wiele niebezpieczeństw i co chyba najważniejsze wytrwać. Kiedy jednak docieramy do celu, rozpiera nas duma. Kabriuś aż połyskuje w promieniach słońca. Od czasu do czasu zatrąbi lub mrugnie którymś ze świateł. Już z daleka widać, że jest najszczęśliwszym autkiem na świecie. Ja również cieszę się niezmiernie. Świadczy o tym uśmiech na twarzy, wysunięta do przodu pierś i zadarta do góry trąba.

Widok Himalajów zapiera dech.

– Jesteśmy przy nich tacy malutcy – mówię do Kabriusia, a on kłapie maską, jakby chciał potwierdzić. – Gdybyś wziął ze sobą zimową kurtkę i namioto-garaż, moglibyśmy wdrapać się na szczyt. Jednak mnie wystarczy już sam fakt, że jestem tutaj, u podnóża najwyższego szczytu na Ziemi.

Rozbijamy obóz i cieszymy się wspaniałymi widokami. Pozostajemy tam przez kilka dni, aby nacieszyć oczy, a potem ponownie zwijamy obozowisko, gasimy ogniska, pakujemy wszystko do bagażnika i ruszamy w drogę powrotną.

– Wszędzie dobrze, ale najlepiej we własnym domu. –zwracam się do Kabriusia, przekręcając kluczyk w stacyjce.

– Oj tak, oj tak! – odpowiada mi zagłuszany dźwiękami silnika, metaliczny głos przyjaciela. Chwilę potem mkniemy wspólnie poprzez pustkowia, a wiatr rozwiewa mi włosy i majta trąbą na wszystkie strony. Przed nami daleka i ekscytująca podróż do domu. Kto wie może gdzieś w połowie drogi spotkam któregoś z was drogie dzieci.

Do zobaczenia. Życzę kolorowych snów i wielu spełnionych marzeń.

Pa-Pa.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *