Dzieci siedziały po turecku na miękkiej wykładzinie podłogowej, którą wyłożona była sala przedszkolna. W sali panowała cisza, a wszystkie pociechy z otwartymi buziami wsłuchiwały się w słowa Pani Przedszkolanki. Nie zawsze zdarzało się, aby dzieci tak grzecznie słuchały. Jednak tym razem opowieść była wyjątkowa. Wyjątkowe były także okoliczności. Otóż sala w przedszkolu była słabo oświetlona, a w rogu sali mrygały swoimi niezliczonymi barwami, kolorowe lampki. Lampki te znajdowały się na równie kolorowej, pachnącej lasem choince. Wszędzie dookoła rozwieszone zostały różnokolorowe ozdoby, łańcuchy i świecidełka. Na ścianach wisiały obrazki przedstawiające choinki, bałwanki, żłóbki i inne przepiękne prace wykonane rączkami młodych i zdolnych artystów – przedszkolaków.

Pani przysiadła na niewielkim krzesełku i znajdowała się w samym środku utworzonego przez dzieci półkola. Jej opowieść bardzo zainteresowała młodych słuchaczy. Pani opowiadała im o Mikołaju, a to temat, który dla dzieci wydaje się być bardzo ważnym.

Pani nie opowiadała im o tym kim był Święty Mikołaj, ani skąd się wziął na świecie. Nie mówiła również o tym w jaki sposób pracowite elfy, produkują zabawki dla dzieci i w jaki sposób pomagają Mikołajowi zapakować je do jego wielkich sań. Pani nie mówiła również o tym skąd wziął się Rudolf, czerwononosy renifer. Opowieść ta nie wyjaśniała również w jaki sposób Mikołaj steruje swoimi magicznymi saniami i w jaki magiczny sposób Mikołaj przechodzi przez komin, aby dotrzeć do każdego dziecka na świecie. Opowieść Pani przedszkolanki nosiła tytuł „Płaczący Mikołaj”.

Mikołaj wydawał się dzieciom zawsze taki wspaniały, taki wielki, taki stary, taki mądry, taki Święty. Nigdy , żadnemu z nich nie przyszłoby do głowy, że Mikołaj może płakać, a jednak pewnego razu stało się tak, że Mikołaj zapłakał i to na oczach wszystkich Elfów i reniferów. A było to tak:

„Był sobie pewien mały chłopiec, nie pamiętam już jego imienia. Chłopiec ten chodził do przedszkola jak inne dzieci. Jak inne dzieci był trochę grzeczny, a trochę nie. Jak inne dzieci, czasem chętnie się uczył, a czasem na nic nie miał ochoty. Jak inne dzieci często się uśmiechał i jak innym dzieciom, czasem bywało mu smutno. Jak inne dzieci lubił swoje przedszkole i swoją Panią Przedszkolankę.

Jedyna różnica to taka, że w przeciwieństwie do pozostałych dzieci Chłopiec ten nie miał rodziców. Obydwoje rodzice zginęli w wypadku samochodowym, kiedy chłopiec był jeszcze malutki. Od tego czasu Chłopcem opiekowała się Babcia. Babcia nie zarabiała dużo pieniędzy, toteż mieszkali w niewielkim mieszkaniu, a wszystkie zarobione pieniądze wydawali na różne opłaty, na jedzenie, na ubrania i na opłacenie przedszkola.

Chłopiec był bardzo pogodnym dzieckiem i pomimo młodego wieku, zawsze potrafił dostrzec pozytywne strony różnych sytuacji. Kiedy inne dzieci narzekały na przedszkolne jedzenie, on zawsze zjadał wszystko jako pierwszy i jeszcze prosił o dokładkę. Pouczał przy tym swoich kolegów i koleżanki, że w domu nie zawsze można dostać ciepły posiłek, a w dodatku taki pyszny. Kiedy inne dzieci marudziły idąc na leżakowanie, on zawsze mówił, że leżakowanie jest super, bo można się wyspać w ciepełku. A kiedy inne dzieci narzekały, że w przedszkolu jest za mało zabawek, on bawił się chętnie tymi, które były, powtarzając, że w domu może ich nie być wcale. Taki właśnie był ten Chłopiec.

Pewnego razu chłopiec usiadł przy stoliku, wziął kartkę papieru i ołówek i zaczął pisać. Właśnie zbliżały się Święta Bożego Narodzenia, więc Chłopiec pisał list do Świętego Mikołaja. Pisał po swojemu, tak jak potrafił. A że był bardzo pilnym i solidnym przedszkolakiem, więc szło mu całkiem zgrabnie. Kiedy skończył pisać, złożył kartkę na pół, włożył do koperty, tę zakleił i wysłał do Mikołaja, na biegun północny.

Kartka ta od chwili wysłania do dotarcia do rąk Świętego Mikołaja, przebyła bardzo długą drogę. Frunęła pośród zamieci śnieżnych, była niesiona, przez ptaka albatrosa, popychana, przez pingwina, raz trafiła na niedźwiedzia polarnego, a innym razem omal nie została pożarta przez fokę. Jednak była zaadresowana do Mikołaja, a to oznacza, że bez względu na okoliczności, zawsze dotrze do adresata. Tak właśnie działa świąteczna magia.

W końcu list dotarł na miejsce. Jeden z mikołajowych elfów położył go na kupkę, a kupka ta trafiła na biurko szefa. Mikołaj zjadł śniadanie i zabrał się za czytanie listów od dzieci. Większość dzieci pisała, że chce hot wheels’a, lub lalkę Barbi, inne pisały, że chcą łyżwy lub tor wyścigowy, jeszcze inne prosiły w swych listach o gry komputerowe, a nawet o same komputery. Mikołaj czytał i notował, a każdy list pył podobny do poprzedniego.

W końcu zmęczony już czytaniem Mikołaj sięgnął po ostatni, przygotowany na ten dzień list. Był to list od Chłopca, bohatera naszej opowieści. List ten był zupełnie inny niż pozostałe, a jego treść, choć napisana ręką małego niewprawnego w pisaniu chłopca, miał następującą treść:

Drogi Mikołaju,

Ja i moja Babcia nie mamy pieniążków. Odkąd moi rodzice zginęli w wypadku, Babcia opiekuje się mną i nie na wszystko nas stać. Babcia opowiadała mi, że kiedyś, kiedy była jeszcze młoda, bardzo lubiła chodzić do teatru. Wiem, że nie była w teatrze już od kilku lat. Chciałbym cię prosić Mikołaju, abyś wybrał dla mojej Babci bilet do teatru. Najlepiej na jakąś komedię. Chciałbym, żeby Babcia znów była szczęśliwa.

Pozdrawiam

Chłopiec.

Kiedy Mikołaj przeczytał ten list, usiadł w swoim fotelu, a po jego policzkach spływały łzy. Nie często zdarzało mu się płakać. Jednak nie często zdarzało mu się również czytać tak wzruszające wyznania małego chłopca. Mikołaj wstał, wyszedł ze swojego gabinetu, wszedł do sali, w której uwijały się elfy i przeczytał list od Chłopca jeszcze raz. Tym razem czytał głośno, tak, aby wszyscy mogli go usłyszeć. Kiedy czytał wszystkie elfy, były wzruszone, nie jedna twarz zroszona była wielkimi jak groch kroplami łez. Również Mikołaj rozpłakał się po raz kolejny a wielka świecąca kropla spłynęła mu po policzku i przykleiła się do jego długiej siwej brody.

Tego roku pod malutką choinką ozdobioną ręcznie wykonanymi ozdobami, w mieszkanku Chłopca i jego Babci, znalazły się dwa przepięknie opakowane prezenty. W jednym z nich Babcia znalazła dwa bilety do teatru, dla niej i dla jej wnuka. Chłopiec widział, że Babcia jest tak szczęśliwa jak nigdy dotąd. W jej oczach widać było wielką radość i coś jeszcze, coś co można nazwać dumą – dumą z ukochanego wnuka. W drugiej paczce, elfy zapakowały najwspanialszy prezent, o jakim chłopiec mógł zamarzyć. Oprócz prezentu w paczce znalazł się także list od Świętego Mikołaja:

Drogi Chłopcze.

Twój list bardzo wzruszył mnie i moich elfich pomocników. Jako jedyne dziecko w tym roku poprosiłeś o prezent dla kogoś innego, całkowicie zapominając o sobie. Dlatego też z wielką radością ofiarowuje Ci ten wspaniały prezent. Przyjmij go i baw się nim do woli.

Ponadto, chcę, abyś wiedział, że twój list sprawił mi ogromną radość. Radość tak wielką, że nie byłem w stanie powstrzymać łez radości. Obyś zawsze podążał tą drogą, mój Wielki Przyjacielu.

Pozdrawiam Cię bardzo serdecznie i życzę Radosnych Świąt Bożego Narodzenia.

Święty Mikołaj

Taka to była historia Chłopca, który swym listem sprawił, ze Święty Mikołaj popłakał się ze szczęścia. Taka to była historia Chłopca, który chodził do naszego przedszkola. Taka to była historia Chłopca, którego uczyłam dawno, dawno temu. Taka to była historia…”

Pani przedszkolanka zakończyła swoją opowieść, a dzieci, rozmarzone i zamyślone udały się grzecznie do swoich posłań, gdyż nadszedł czas na leżakowanie.

One Comment

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *