Cześć dzieciaki. To ja słoń Trąbal-Bombal we własnej osobie. Szkoda, że mnie teraz nie widzicie na żywo. Trochę się zmieniłem od wczoraj. Urosłem, stałem się bardziej dorosły i w ogóle. A to dlatego, że wczoraj miałem urodziny. Czy wy też lubicie swoje urodziny?

…Tak myślałem. Kto by nie lubił urodzin? Zwłaszcza, jak można na nie zaprosić najlepszych kumpli i samemu urządzić przyjęcie. Takie właśnie przyjęcie miałem wczoraj. Jak chcecie to wam o nim opowiem.

…Na ten dzień czekałem przez cały rok. W nocy nie spałem zbyt dobrze. Wierciłem się w łóżku jakby mnie muchy gryzły, czy coś podobnego. Budziłem się co jakiś czas i spoglądałem na zegar stojący na komodzie. Nie mogłem się doczekać pory pobudki. Wiec, kiedy mała wskazówka na zegarze przekroczyła piątkę, postanowiłem, że nadeszła pora na wstanie z łóżka. Szybko się umyłem, a potem ubrałem. Dwadzieścia po piątej byłem już wyszykowany. Dziwiłem się jedynie, że rodzice jeszcze nie wstali i nie są gotowi do drogi. Przecież sami powiedzieli, że rano wybierzemy się po zakupy na urodzinowe przyjęcie. A ponieważ zaspali postanowiłem, że ich obudzę.

My słonie mamy ułatwione zadanie. Natura obdarzyła nas doskonałym narzędziem służącym do budzenia innych. Tak, zgadza się – tym narzędziem jest nasza trąba. Stanąłem więc tuż przy łóżku rodziców, nabrałem dużą porcję powietrza, ustawiłem trąbę i zacząłem na niej trąbić. Tutututu-tuturututu-tuturutu! Chyba odrobinę przesadziłem, bo okna omal nie wyleciały z futryny, a moi rodzice podskoczyli tak jakby właśnie spostrzegli, że ich łóżko się pali. W jednej chwili stanęli na baczność, gotowi ewakuować się z domu. Dopiero po chwili zorientowali się, że to co słyszeli to nie syrena alarmu przeciwpożarowego, a jedynie ja – ich cichutki, spokojniutki synek Trąbal-Bombal, we własnej osobie.

Trochę mi się dostało, za to, że narobiłem takiego hałasu i za to, że (jak to ujął mój tata) „obudziłem ich w środku nocy”. Całe szczęście już się nie kładli spać tylko sami również się wyszykowali i zaraz po śniadaniu udaliśmy się na zakupy.

Na przyjęcie potrzeba wiele rzeczy i wszystkie udało nam się kupić. Mama kupiła składniki na tort, soki, jakieś ważywa i ciasteczka. Ja natomiast dorzuciłem do koszyka pozostałe rzeczy: kolorowe czapeczki, rozwijane trąbki, plastikowe kubeczki, serpentyny, konfetti, balony, świeczki na tort, serwetki z super-słoniem, cukierki bananowe w czekoladzie, chipsy bananowe, paluszki z makiem i całą górę owoców. Teraz mogliśmy udać się do kasy.

Po powrocie do domu mama zabrała się za robienie tortu, a ja z tatą i moją młodszą siostrą Irminą-Słoniną, zajęci byliśmy sprzątaniem i dekorowaniem pokoju. Wszystko było gotowe tuż przed siedemnastą. Balony nadmuchane wisiały poprzyczepiane do sufitu, serpentyny zwisały to tu to tam, stół był zastawiony smakołykami i teraz czekałem tylko na gości.

I oto, dokładnie w momencie gdy zegar wybijał godzinę siedemnastą dało się słyszeć pukanie do drzwi. Podbiegłem aby otworzyć. Nie zdziwiłem się wcale widząc, ze to mój najlepszy kumpel niedźwiedź Rysio-Gumisio. Zaraz po nim przyszli kolejni goście. W sumie było nas na przyjęciu ośmioro. Zabawa była naprawdę niesamowita. Bawiliśmy się w różne gry, robiliśmy zawody, a nawet prawdziwe sztuczki. Ja na przykład wymyśliłem taką zabawę, że trzeba było zamknąć oczy. Potem brało się filiżankę, kładło się ją na głowie i napełniało herbatą z dzbanka. To dopiero był wyczyn. I nikomu się nie udało. Chociaż wiecie, co? Ja byłem naprawdę blisko. Już nalewałem herbaty do filiżanki. Już była w połowie pełna, gdy nagle pomyślałem, że jestem tak utalentowany, że mogę sobie tę sztuczkę jeszcze bardziej utrudnić. Wziąłem więc ze stołu ciasteczko z bitą śmietaną i postanowiłem, że będę jednocześnie stał z zamkniętymi oczyma, nalewał herbatę do filiżanki stojącej na czubku mojej głowy, a jednocześnie będę zajadał pyszne ciasteczko. Zapomniałem jednak o jednym, że zawsze, kiedy jem ciastka z bitą śmietaną, zawsze trochę śmietany zostaje mi w kąciku ust. Tym razem również tak było. A kiedy mam w kąciku ust bitą śmietanę, to nigdy nie mogę powstrzymać się od jej zlizania. Próbowałem się powstrzymać, ale nie dałem rady. Wystawiłem język i zacząłem się oblizywać. I jak zawsze zrobiłem to zbyt gwałtownie.

W pewnym momencie poczułem jak gorący napój ścieka mi za koszulę. Znajomi zaczęli się śmiać, a ja odrobinę posmutniałem. Byłem tak pewien, że mi się uda, że teraz poczułem żal.

Jednak smutek szybko minął, a to za sprawą tortu, który wjechał do pokoju. To był gigantyczny tort, a na jego wierzchu stało osiem zapalonych świeczek. Zaczęto śpiewać „sto lat”. Kiedy śpiew ucichł, pomyślałem życzenie i zdmuchnąłem świeczki. Płomienie zgasły na chwilę i znów zapłonęły. Dmuchnąłem ponownie, i sytuacja się powtórzyła. Za każdym razem gdy je zdmuchiwałem one się zapalały. „Czary jakieś czy co?” – zastanawiałem się. I wtedy mama wykrzyknęła, że to jest jej niespodzianka dla mnie – niedające się zdmuchnąć świeczki.

Po zjedzeniu tortu, były jeszcze prezenty, których dostałem całe mnóstwo. Jednym słowem przyjęcie udało się i wszyscy, a ja najbardziej, byliśmy zadowoleni. Śpiewaliśmy, bawiliśmy się, a przede wszystkim tańczyliśmy. Przyjecie skończyło się późną nocą. Ja chciałem aby trwało jeszcze z godzinkę, lub dwie, jednak rodzice moich znajomych, nalegali, aby wrócili już do domów. Wszak następnego dnia trzeba było iść do szkoły.

Jedyne co mi się nie podobało to to, że kiedy było już po wszystkim, musiałem posprzątać . Z drugiej jednak strony: „lepiej się pobawić, a potem posprzątać niż nie sprzątać i się nie bawić”.

Pozdrawiam dzieciaki rośnijcie duże – takie duże jak ja.

5 Comments

    1. Cieszę się z tego powodu. Mam nadzieję, ze inne bajki, a zwłaszcza te o słoniu Trombalu-Bombalu, również jej się spodobają. Proszę zaglądać co jakiś czas na stronkę. Na pewno będą pojawiały się kolejne opowiadania z tej serii.
      Pozdrowienia dla Ciebie i dla córeczki.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *